W Internecie ostatnio głośno o problemie fast fashion, z którym idzie się mierzyć na całym świecie, w 2019 roku powstał sojusz ONZ na rzecz mody zrównoważonej. Mogłabym powiedzieć, że mnie temat nie dotyczy i go olać, bo np. w sieciówkach nie kupuję, ale skłamałabym, bo temat dotyczy mnie jak najbardziej, też żyję na tej planecie i czuję się w jakimś stopniu za nią odpowiedzialna. Dlatego też nie mogę nie napisać kilku słów.
Był taki moment, kiedy zamawiałam masę, słabej jakości ubrań, z wątpliwych źródeł – początek mojej blogowej przygody. Na moim blogu gościło wówczas mnóstwo recenzji ubrań z azjatyckich stron. Wiele z tych ubrań szybko uległo zniszczeniu, do tej pory została ze mną garstka, które bardzo lubię i dobrze mi się nosi.
Większość swojego życia ubieram się jednak w 97% w ubrania z drugiej ręki, "dostane" po kimś albo kupione w second handach. Lubię ten dreszczyk emocji, kiedy nie wiadomo co się wyszpera. Kupienie nowych ubrań, w jakimś sklepie to dla mnie ostateczność i jest zawsze jeden warunek – dana rzecz musi być dobrej jakości. Od jakichś 2 lat staram się zwracać uwagę na składy i nie kupować rzeczy ze sztucznych, nieoddychających tkanin. Zasada ta tyczy się także second handów. Stawiam na minimalizm w szafie. Wolę mieć garstkę ciuchów dobrej jakości, w których komfortowo się czuję, które posłużą dłuższy czas i które faktycznie noszę niż cały wóz ciuchów, które po prostu leżą i zajmują miejsce.
Może nie ubieram się modnie, w trendach, ale guzik mnie to obchodzi, ważne, że mi jest tak dobrze. Powiem więcej, nie cierpię chodzić po galeriach i sieciówkach, pamiętam szkolne wycieczki do Lublina czy do Warszawy, na których zawsze punktem obowiązkowym była wizyta w jakiejś galerii handlowej. Dla mnie to była tragedia, kilka godzin spacerowania od sklepu do sklepu, a na koniec ból głowy gwarantowany.
Co to jest to fast fashion?
Jest to model biznesowy w branży odzieżowej, opierający się na produkcji wielu kolekcji w ciągu roku i szybkim wdrażaniu ich do sprzedaży.
Dlaczego fast fashion mówię NIE?
1. Kupując w second handach mogę wyszperać oryginalne, niepowtarzalne ubrania, często za grosze i często z dobrymi składami przyjaznymi dla skóry.
2. Chcę zadbać o środowisko. Czy wiedziałeś, że wyprodukowanie 1 koszulki pochłania zapas wody, który wystarczyłby przeciętnemu człowiekowi 2,5 roku? Dodatkowo przy produkcji stosuje się mnóstwo chemikaliów, a fabryki emitują do atmosfery i gleby sporo zanieczyszczeń.
3. Kupujemy, bo ładne, bo tanie, bo modne, choć niekoniecznie jest nam to potrzebne. Wiele z tych ubrań po krótkim użytkowaniu się wyrzuca. Z ok. 100 mln sztuk odzieży, jedynie 1% produkowanych ubrań ponownie się przetwarza. Toniemy w ubraniowych śmieciach.
4. Wątpliwa etyka przy produkcji, a raczej jej brak. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale w krajach Trzeciego Świata łamane są prawa pracowników, ba prawa człowieka. Za swoją pracę, nie rzadko w trudnych warunkach dostają oni bardzo niskie wynagrodzenia. Zdarza się, że na produkcji zatrudniane są również dzieci.
Ciekawy, mądry post.
OdpowiedzUsuńMyślę, że wiele z nas przechodziło podobną drogę w kwestii mody i ubioru.
Najpierw kupowanie tanich, często nietrafionych rzeczy, żeby nasycić swój głód posiadania ciuchów.
Potem refleksja, że mało z tego rzeczywiście nadaje się do noszenia i tylko zalega w szafie. Wreszcie bardziej świadome kupowanie i szukanie własnego stylu.
Dla jednych ta droga do własnego image trwała pewnie dłużej, dla innych krócej.
I może to było niezbędne, aby w rezultacie dojść do Twojego podsumowania- " Staram się kupować mądrze, aby nosić dłużej."
Pozdrawiam serdecznie. Miłej niedzieli.
Dziękuję serdecznie, niedziela minęła bardzo przyjemnie ❤
UsuńTeż zwracam uwagę na materiały, z których uszyte są ubrania i sporadycznie zdarzy mi się coś kupić w sieciówce, ale tylko pod warunkiem, że dana rzecz jest dobrej jakości i faktycznie jest mi potrzebna. Ogólnie to większość moich ubrań ma już po kilka lat (a rekordzista to 12 letni wełniany płaszcz) i wciąż świetnie się trzymają, więc jeśli coś kupuję, to na zasadzie jakiegoś uzupełnienia szafy. Świetny wpis:)
OdpowiedzUsuńWow, ja aż takich rekordzistów nie mam, ale to dlatego że mocno zmieniała się moja sylwetka, mój styl i jeśli coś mi nie pasowało to od razu oddawałam czy odsprzedawałam. Chyba najwięcej mają dwie sukienki, myślę, że ok. 3 lat i będę nosić dalej, bo trzymają się nadal świetnie :D
UsuńJa również uwielbiam dawać ubraniom drugie życie.
OdpowiedzUsuńSuper, ja bym chciała potrafić szyć na maszynie i sobie różne rzeczy przerabiać :D
UsuńJa też ostatnio wyszukuję perełki w sklepach z używaną odzieżą.
OdpowiedzUsuńWyszperałaś jakąś perełeczkę? :D
UsuńNie przepadam za second handami
OdpowiedzUsuńJa mam kilka ulubionych w mieście obok, ale są i takie, których nie lubię, bo są np. drogie, a nic ciekawego tam nie ma :D Szperanie zabiera trochę czasu, trzeba być cierpliwym ;)
UsuńCechą azjatyckiego fast fashion jest jeszcze to, że opiera się na kradzieży pomysłu. Kopiuje się modne trendy i szybko produkuje, zanim odbiorca zdąży pomyśleć, czy naprawdę jeszcze jeden śmieć jest mu potrzebny. Jedyne na co firmy promujące takie buble wydają ogromne pieniądze to reklama (zamiast inwestycji w projektantów, wykonawców i materiał). Stąd, gdy szukamy w internecie jakiejś konkretnej rzeczy, pierwsze wyskakują sklepu typu SHEIN, które sprzedają zasadniczo śmierci, jedynie na zdjęciach łudząco podobne do projektów z obecnego sezonu, które ktoś stworzył w USA lub UE. Do tego jest fast fashion rodzime, np. Primark (to akurat irlandzka firma), które dzięki PR-owi może się wydawać ekskluzywne w niektórych krajach. Wiele polskich blogerek chwali się ubraniami z Primarka, podczas, gdy z punktu widzenia płatności euro jest to po prostu sklep dla klasy niezamożnej klasy robotniczej.
OdpowiedzUsuńByłam w Primarku w Niemczech i nigdy nie powiedziałabym, że to jakiś luksus, nawet nie wiem jak ktoś mógłby na coś takiego wpaść. Mam kilka primarkowych ubrań z SH, bo z tego co znalazłam Atmosphere to marka primarkowa, ale to raczej nic nadzwyczajnego, ani jakością, ani krojem, takie basicki. A i tanio w Primarku też nie jest :D
UsuńCiekawi mnie jak obliczyłaś tak precyzyjnie dokładnie 97% ;). Fast fashion to duży problem, na szczęście świadomość problemu też jest coraz większa.
OdpowiedzUsuńTak obstawiam, gdybym chciała mogłabym policzyć dokładnie, bo nie mam dużo rzeczy, spokojnie szło by je wszystkie policzyć :D
UsuńJa tak samo, chociaż może w mniejszym procencie. Kupuję nową bieliznę, buty, rajstopy i czasami dodatki. Cześć dostaję od rodziny, mam sprawdzony second hand, a jak mi coś wyjątkowo wpadnie w oko, to kupuję w sklepach, rzeczy muszą być dobrej jakości w miarę z naturalnych materiałów.
OdpowiedzUsuńJa również: bieliznę kupuję nową, buty też, ale miałam kiedyś i używane modele dobrze oczyszczone, zdezynfekowane, torebki też tak 50:50. W sklepach mocno pilnuję tego, aby ten materiał był jak najlepszy i jakość szycia, bo jednak te nawet kilkadziesiąt złotych to jest konkretny pieniądz i warto go mądrze wydać :D
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis ^^ Jestem wielką lumpeksiarą już od wielu wielu lat. Cieszę się, że second handy obecnie są postrzegane inaczej, znacznie cieplej niż gdy zaczynałam z nimi przygodę. Teraz używane = ekologiczne. Odsprzedawanie, wymiana ubrań, second handy - to wszystko sprawia, że produkujemy mniej śmieci. Każdy z nas ma cegiełkę w procederze zanieczyszczania planety i tylko od naszych decyzji zależy jak sytuacja się potoczy. Gdyby tak wszyscy zdecydowali się kupować w second handach, lub zaopatrzać się w produkty wysokojakościowe, to sieciówki śmieciówki musiałyby się zamknąć. Wiem, że to niemożliwe, bo światem rządzi pieniądz. Dlatego my możemy przyczynić się do zmniejszenia tej śmiecio spirali, która prowadzi do naszego wyginięcia.
Oczywiście nie jest tak, że kupuję tylko w lumpeksach. Kupuję w "normalnych" sklepach m.in. bieliznę czy ubrania, które mi się podobają, ale zdecydowanie lumpeks rządzi w mojej szafie.
Pozdrawiam cieplutko ♡
Ja mam swoje ulubione lumpki, do których lubię co jakiś czas zajrzeć, głównie kiedy czegoś mi zaczyna brakować :D
UsuńFajna stylizacja
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńNie jest to prosty temat. Moje pokolenie donaszało, poza tym ubrania wybierała mi mama, nawet kiedy byłam już starszą nastolatką i to najczęściej takie same jak sobie, więc nie miałam możliwości skompletowania garderoby takiej, jakbym chciała, poza tym nie było takiej możliwości. A teraz? Dobrze, że są lumpeksy, ja lubię ten dreszczyk emocji przy grzebaniu i wyszukiwaniu "perełek" :)
OdpowiedzUsuńJa urodzona w 2002 wiele rzeczy też miałam po kimś, ale akurat później polubiłam chodzić do lumpeksów i tak zostało :) Co najciekawszego udało Ci się wyszperać? :D
UsuńMam bardzo podobne podejście. Nigdy nie kupowałam ubrań hurtem i po prostu kupowałam, gdy coś było mi potrzebne. W sieciówkach zdarza się mi coś kupić sporadycznie, ale dochodzę do wniosku, że w moim przypadku to nie ma sensu, bo po prostu większość ubrań stamtąd szybko mi się nudzi lub przestaję się w nich czuć dobrze. Mam ubrania, które noszę od lat i je uwielbiam niezależnie od panujących trendów, ale koszulki z sieciówki to na ogół nudzą mi się po roku, szczególnie te z napisami.
OdpowiedzUsuńW lumpeksie dawno nie byłam przez brak czasu. Lubiłam to, ale żyję bez tego, chociaż no... Może jakiś niedługo odwiedzę?
Ja do lumpeksów wpadam, jak czegoś potrzebuję, mam taki jeden ulubiony w mieście obok z rzeczami wycenionymi, nie przepadam za lumpkami z rzeczami na wagę :D
UsuńBardzo mi się podoba Twój wpis:)))jeżeli o mnie chodzi to lubię dużo ubrań ale kupuję je tylko w SH:)))nowe rzeczy oprócz bielizny kupuję bardzo rzadko:)))Pozdrawiam serdecznie:))))
OdpowiedzUsuńJa kiedyś chciałam mieć szafę pełną ubrań i kupowałam wszystko jak leci, ale i tak w tym wszystkim nie chodziłam, więc stawiam na mniej a konkretniejszych :D
Usuńja już nie pamiętam kiedy kupowałam w normalnym sklepie rzeczy. Wszystko z sh :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio chyba sobie kupiłam dwie pary dresowych spodenek, jakoś w czerwcu jeszcze :D
UsuńPowiem Ci, że też miałam taki etap w życiu kiedy ciuchy były przeze mnie kupowane hurtowo - podobnie jak u Ciebie z chińskich stron ;) Na szczęście ten czas minął i teraz z wielką przyjemnością wybieram się do lumpeksów w poszukiwaniu perełek (chociaż i tutaj bywa czasami z tym ciężko, bo wiele ubrań z metką np.shein). Mimo to zawsze znajdę coś wartościowego, co posłuży mi latami :)
OdpowiedzUsuńJa też nie raz i nie dwa trafiłam na ubrania Shein w lumpeksie, głównie na dziale z sukienkami albo z t-shirtami, ale omijam je :D
UsuńMialam i mam podobnie do Ciebie. Kiedyś kupowałam tańsze ubrania - bo ceny. Później stwierdziłam, że lepiej coś porządnego i z dobrym składem. I mam znowu jak ty, nie muszę być modna, mnie ma się podobać i mam się dobrze czuć:) a lumpeksy kocham ponad wszystko😃
OdpowiedzUsuńJaka jest taka Twoja największa perełeczka z lumpeksu?
UsuńOoo mam tego tyle, że trudno mi wybrać, która. Na pewno kurtka zimowa, taka do chodzenia po górach, bardzo ciepła - za jedyne 10 zł, a wiem, że chodzą minimum od 250 zł.
UsuńSuper łup! Ja kiedyś dorwałam super płaszczyk wełniany za 2,50 zł. Nikt go nie wziął bo był lekko popruty, ale przerobiliśmy go i służył mi super, nawet na jakiś starych zimowych zdjęciach na blogu jest :D
UsuńAkurat wiedziałam o wszystkim, co wymieniłas w tych czterech punktach, ale nigdy nie za duzo powtarzania tego. Masz super podejscie do sprawy, fajnie jak ludzie myslą o tym, co ich działanie robi planecie/innym ludziom.
OdpowiedzUsuńNie można pozostawać obojętnym :D
UsuńChyba wiele z nas przechodziło ten etap poszukiwania stylu, fascynacji różnorodnymi ubraniami z sieciówek, które okazywały się być jednak do siebie podobne, a dziewczyny w szkole łapały się na tym, że mają identyczne ciuchy. I wiele z nas nie zdaje sobie sprawy z tego jak faktycznie wygląda ta branża i jakie niesie zagrożenia. Fajnie, że o tym piszesz!
OdpowiedzUsuńSama od kilku lat kompletuję garderobę w lumpeksach, a galerii unikam jak ognia. Mam dużo większą radość z buszowania w second handach niż z chodzenia w tłumach po galeriach. No i jednak szybko przyzwyczaiłam się do lumpeksowych cen - 5 bluzek, 2 pary spodni i sukienka za 40 zł? W takim budżecie można się ubierać
Ceny w lumpeksach bywają naprawdę fajne, trzeba tylko dobrze trafić na dobry lumpeks i na dobry dzień :D
UsuńTo dorzucę jeszcze od siebie, bo jakoś nikt wyżej nie wspomniał, że ubrania własnoręcznie zrobione są bardzo 'slow fashion'!!! Nawet jak nie ma się specjalnych umiejętności, to chociaż można przefarbować, tu coś obciąć, tu doszyć, dodatki jakieś ze sznurków poskręcać, no mnóstwo pomysłów jest. ZACHĘCAM GORĄCO do takich rękodzielniczych zabaw !!!
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że tak! Ja lubię przerabiać stare ubrania, które dobrze mi się nosi. Nie zawsze sama, ale czasami rękoma krawcowej :D
Usuń