POZNAJMY SIĘ
Witaj!
Mam na imię Amelia, mam 21 lat i nadaję do Ciebie z (Nie)Dzikiego Dalekiego Wschodu Polski – z Lubelszczyzny. Miło mi gościć Cię w moich skromnych progach.

Rozsiądź się wygodnie w fotelu i spędźmy ten czas wspólnie! Positive vibes only! ♡
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?
CZYTAJ WIĘCEJ

Zacznij czytać tutaj

Najnowsze na blogu

Przygotowania do ślubu – ceremonia


Ceremonia, najbardziej chyba stresujący moment tego dnia. Tak, jak Wam pisałam, my ślubowaliśmy w kościele, więc też z takiej perspektywy to opiszę, ale może najpierw się nieco cofnijmy...

Nam w ogóle odbiła szajba i ślubowaliśmy w kościele oddalonym od sali 80 km. Wesele było w remizie w mojej miejscowości, z kolei ślub w parafii mojego Męża. Wiele osób krytykowało ten pomysł, ale ja miałam różne względy, z których chciałam akurat w tym kościele, a z salą wyszło, jak wyszło również z różnych powodów, może i lepiej, bo łatwiej było ogarnąć kwestie dekoracji itd., mając tę salę pod nosem. Do meritum, więc po tym jakże wczesnym przyjeździe do mojego rodzinnego domu mojego Męża, o którym pisałam Wam we wpisie ze wpadkami, po błogosławieństwie i krótkiej sesji fotograficznej z gośćmi pojechaliśmy do kościoła. 


Kiedy po przebojach, o których pisałam Wam we wpisie ze wpadkami, Para Młoda wreszcie dojechała, mieliśmy jeszcze chwilkę czasu, by porozmawiać z gości, fotograf zrobił również nam kilka zdjęć. Ceremonia była zaplanowana na 16. Przed 16 goście zajęli miejsca, Pan Młody ze Świadkami również i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że dziewczyna, którą wynajęliśmy, śpiewa już refren pieśni na wejście, a Pan Młody zapomniał o Pannie Młodej i nawet nie wstanie. Zrobił to dopiero, kiedy podeszła do niego nasza fotografka. Ja czekam z tatą i siostrzeńcem, który niósł obrączki, stresuję się, a on jak gdyby nigdy nic sobie siedzi. Wszyscy się martwią gdzie Panna Młoda, oprócz niego. 


Wszystko potem przebiegało w miarę gładko. Nadeszła pora przysięgi i tutaj zdarzyło się coś, co rozluźniło atmosferę i z czego do tej pory się niektórzy śmieją, czyli wyszło szydło z worka, jaki to mój Mąż szybki Bill, że chce całować, nim założy obrączkę, ha ha. Ja myślałam, że będę płakać tego dnia, na szczęście obyło się bez łez i nawet jeśli ktoś obok płakał, to z moich oczu nie popłynęła ani jedna, za to dużo się śmiałam. Chyba odkryłam swoją nową reakcję na stres.

Przed wyjściem z kościoła, kiedy goście wychodzili, my złożyliśmy jeszcze bukiet Świadkowej przy figurze Matki Boskiej. No i bez problemu udało nam się to, na czym nam zależało, czyli to, że my wychodziliśmy ostatni. Przed wejściem czekali na nas goście, a moi siostrzeńcy wypuścili pistoletami bańki mydlane. Po życzeniach ruszyliśmy na salę.




Komentarze

  1. Ale super. Wyobraziłam sobie Twój ślub... Akcja z całowaniem, banki... No super. Pięknie... Wesele w remizie. To już bomba. Gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne zdjęcia! ślicznie wyglądałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że mam spore zaległości w czytaniu Twoich postów. Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam resztę z nich :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Witam Cię na moim blogu, blogu na którym sporo się dzieje. Dziękuję za Twoją obecność i za każdy pozostawiony tutaj przez Ciebie ślad. Dziękuję za każdy komentarz, za Twoją obserwację. ❤ Życzę Ci miłego pobytu! Amelia